Witajcie Kochani! Drugi z dzisiejszych postów miał być o czymś innym, ale postanowiłam, że muszę o tym napisać. Jednakże najpierw chciałam Was ostrzec, że w notce tej mogą paść słowa nie tyle wulgarne, ale takie, które przekraczają granice dobrego smaku. Niemniej jednak w przypadku opisu tej sytuacji (a raczej opisu tej osoby) innych słów zwyczajnie nie można dobrać.
Dzisiaj jest ostatni dzień listopada, a ja jak zwykle zapomniałam, że wraz z tym dniem kończy mi się bilet miesięczny. I chcąc nie chcąc musiałam wybrać się do miasta. Kiedy odwiedziłam już zaplanowane miejsca, czyli kasy biletowe i bibliotekę, postanowiłam wstąpić też do Rossmanna po kilka drobnych rzeczy. Wiadomo, że święta = promocje, a promocje = tłumy i byłam najzupełniej w świecie na to przygotowana.